- Słoneczko, a powiedz mi, ile ty tak na co dzień godzin pracujesz?
- To zależy ode mnie, to elastyczna praca.
- Świetnie się składa, bo potrzebuję cię na kilka godzin chemii.
Tak mniej więcej wyglądał dialog dyrektorki podwarszawskiego zespołu szkół z absolwentką szkoły Dominiką. Kobieta choć na co dzień pracuje w branży wydawniczej i zajmuje się promowaniem literatury, została poproszona o uczenie chemii, bo kilka lat temu ją studiowała. Zaczęła we wrześniu.
Paulina uczy w wiejskiej szkole na Podlasiu, codziennie dojeżdża do pracy około 20 kilometrów. Z wykształcenia jest matematyczką, ale obecnie uczy też fizyki i informatyki, do których nie ma uprawnień. Nie studiowała tych przedmiotów, nie studiuje i studiować nie będzie. Jak uczy? "Na wyczucie".
- Gdy w zeszłym roku zaczęłam uczyć fizyki, to po prostu uczyłam się razem z moimi uczniami z podręcznika - wspomina. - Wtedy to mi nawet sprawiało frajdę, ale teraz już, muszę przyznać, niespecjalnie. Ani u nich nie widzę entuzjazmu, ani u siebie - wzdycha.